Wiara działa przez miłość
Rok Wiary usilnie zachęcał współpracowników Caritas do tego, aby w swej działalności kierowali się wiarą działającą przez miłość (por. Ga 5,6). Różnorodna działalność praktyczna Caritas winna respektować specyficzny profil posługi charytatywnej Kościoła. Winna być wyrazem wiary, która działa przez miłość i wyrazem miłości, która karmi się spotkaniem z Chrystusem. Już w encyklice Deus caritas est nr 31, czytamy, że kościelna posługa miłości winna świecić własnym blaskiem. Ma być zupełnie wyjątkowa pośród działań społecznie użytecznych i to zarówno w wymiarze indywidualnym jak i wspólnotowym.
Wzór człowieka miłującego w wierze spotkamy w świętym Józefie. Papież Benedykt XVI w III tomie Jezusa z Nazaretu podkreśla, że ewangelista nazwał Józefa człowiekiem „sprawiedliwym.” Nastąpiło to po tym, jak stawił on czoła nieoczekiwanej i trudnej sytuacji w swoim życiu. Józef nie wiedząc jeszcze, że Maryja „znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego”, musiał przyjąć, że Maryja nie dotrzymała zaślubin. Zgodnie z Prawem mógł ją opuścić. Miał przy tym dwie możliwości; mógł pozwać Maryję do sądu i dokonać oficjalnego aktu prawnego lub wybrać drogę nieurzędową i wystawić jej prywatny list rozwodowy. Józef wybrał drugi sposób, gdyż „nie chciał narazić jej na zniesławienie”. W tej decyzji, Mateusz zobaczył duchowy portret Józefa i nazwał go człowiekiem „sprawiedliwym” czyli „wierzącym”. Według psalmu 1 „sprawiedliwy”, to człowiek, który żyje w żywym kontakcie ze słowem Bożym. Jest jak drzewo zasadzone nad płynącą wodą, które wydaje owoc w każdym czasie. Właśnie ten obraz człowieka, który zanurza korzenie swojego życia w wodach słowa Bożego nabrał konkretnych rysów w Józefie z Nazaretu. Po dokonanym bolesnym odkryciu istotne było dla niego należyte odczytanie i zastosowanie Prawa (wiary). Uczynił to z miłością; nie chciał wystawić Maryi na publiczne zniesławienie. W momencie wielkiego rozczarowania pragnął Jej dobra. Nie był wcieleniem bezdusznego legalizmu. W Bogu swej wiary (Prawa) rozpoznał Boga miłości.
O tym, że miłość bliźniego zakorzeniona w miłości Boga jest również powinnością całej wspólnoty chrześcijańskiej, Kościół pamięta od samych swoich początków. Istotnym momentem w urzeczywistnieniu tej zasady, było utworzenie kolegium siedmiu diakonów. Odtąd, posługa miłości spełniana w sposób zbiorowy i zorganizowany, została wprowadzona do fundamentalnej struktury Kościoła. Kościół nie może zaniedbać posługi miłości – służby człowiekowi, tak jak nie może zaniedbać liturgii i głoszenia słowa – służby Bogu. Słowa pogańskiego cesarza Juliusza Apostaty „Tak Galilejczycy zdobyli świat”, pokazują, że zorganizowana i praktykowana caritas była cechą wyróżniającą chrześcijan w antycznym świecie, a wręcz jedyną siłą w chrześcijaństwie zdolną trafić nawet do przekonania wrogów Kościoła. Słowa te nawiązują do innych słów pogan, które zanotował Tertulian. Pisał on, że poganie widząc miłość, która królowała wśród chrześcijan nawracali się i mówili „Patrzcie jak oni się miłują”. Takie inicjatywy jak domy dla biednych, podróżujących, hospicja, szpitale, a także szkoły, uniwersytety dużo wcześniej niż inne instytucje cywilne świadczyły o chrześcijańskiej trosce o człowieka i wspomaganiu jego rozwoju. Dziś także w swej zsekularyzowanej formie, inicjatywy te żyją nadal, funkcjonując w obrębie nowoczesnego państwa prawa. Bez tego pochodzącego od chrześcijaństwa impulsu nie sposób wyobrazić sobie ani rozwoju kultury ani kształtu polityki socjalnej w Europie a nawet na świecie. Słowa „głodnych nakarmić, nagich przyodziać, chorych odwiedzać” spowodowały, że miłość bliźniego należy do kultury chrześcijańskiej.
Dzieła miłości bliźniego zarówno indywidualne jak i wspólnotowe winny być zakorzenione w wierze. Pojawia się bowiem tendencja do zredukowania miłości bliźniego do poziomu zwykłej działalności pomocowej, reagującej na potrzeby człowieka w wymiarze materialnym i doczesnym. Istota nieporozumienia i pokusy, przed którą staje Kościół w tym temacie, polega na zamianie jego oferty religijnej na ofertę socjalną. Czy probierzem zbawienia nie powinno być dostarczenie światu chleba i całkowite wyeliminowanie głodu? Czy nie powinna nim być droga do dobrobytu i rozwiązania problemów socjalnych – pyta prowokacyjnie Autor Jezusa z Nazaretu w scenie kuszenia na pustyni. I odpowiada - Chrystus nie przyszedł wybawić człowieka od biedy, głodu, chorób a nawet śmierci na tym świecie. Chrystus przyszedł wybawić człowieka od zła. Jeżeli serce człowieka nie jest dobre, wtedy nic innego nie może stać się dobrem. Sprawy socjalne i Ewangelia są nierozdzielne, ale prymat należy do Boga. Ludzie muszą najpierw poznać Boga Jezusa Chrystusa, wierzyć w Niego, kochać Go. On musi nawracać ich serca, aby możliwy był także postęp w sferze socjalnej. Kościół musi zawsze pamiętać, że jego istotę nie stanowi praca socjalna lecz wiara w Boga, z której rodzi się następnie także zaangażowanie społeczne. Kościół jako taki nie jest instytucją pomocy społecznej i nie może swego orędzia zbawienia zamieniać na służbę społeczną; siła tego orędzia będzie jednak generować ciągle nowe inicjatywy socjalne, lecznicze, opiekuńcze, wychowawcze, oświatowe.
O tym, że sama wiara nie zdoła nas zbawić, przestrzega ostro św. Jakub (Jk 2,14-18). Ostrzeżenie to nie jest bynajmniej zachętą do moralizującego aktywizmu. Relację między wiarą i miłością obrazowo przybliżył Benedykt XVI w Orędziu na Wielki Post 2013. Przywołując dwa fundamentalne sakramenty Kościoła napisał, że chrzest poprzedza Eucharystię, ale jest na nią ukierunkowany. W ten sam sposób wiara poprzedza miłość ale okazuje się prawdziwa tylko wtedy, gdy miłość jest jej uwieńczeniem. Miłość i wiara potrzebne są do zbawienia. Jedna pozwala drugiej, by mogła się realizować. Wiara miłująca czy miłość wierząca pozostaną cechami wyróżniającymi chrześcijan.
ks. Arnold Drechsler
dyr. Caritas Diecezji Opolskiej